wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 2

„Proszę zapiąć pasy. Podchodzimy do lądowania” Taki komunikat wyrwał mnie ze snu. Obudziłam śpiącą królewnę(czyt. Gabi xD). Po około 20 minutach czekałyśmy na walizki. Kinga znowu wpadła na Benzeme ale tym razem była milsza. Nie zdziwię się gdy ten chłopak pomyśli, że ma wahania nastrojów xD Wszystkie odebrałyśmy walizki i ruszyłyśmy do wyjścia gdzie zobaczyłam mojego tatę, który machał nam. Zostawiłam walizki i podbiegłam to ojca. Rzuciłam się na niego a on obrócił mnie dwa razy. Wreszcie postawił mnie na ziemi.
- Dominisia – zaczął.
Wspominałam, że tylko tata może tak na mnie mówić? Nie, to właśnie mówię.
 – Ale ty wyrosłaś. Wypiękniałaś. Jak minął lot?
- Całkiem nieźle. Chociaż mogło być lepiej. – odpowiedziałam – Zaraz wracam.
Pogalopowałam do dziewczyn, które siedziały sobie na ławeczce i czekały. Zabrałam moje bagaże i wszystkie cztery ruszyłyśmy do taty. Zapoznał nas ze swoją żoną Martyną. Okazała się świetną kobietą. Taka wariatka. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kiedy tata zobaczył nasze walizki złapał się za głowę.
- Czy wy kobiety nie potraficie spakować się w jedną walizkę? – zapytał w drodze do samochodu – Nie wiem czy to się do bagażnika zmieści.
- Po pierwsze: To są same najpotrzebniejsze rzeczy, czyli słuchawki i laptop. – powiedziałam a dziewczyny i Martyna wybuchły śmiechem – A po drugie to: spokojna twoja rozczochrana. W tym bagażniku zmieści się wszystko.
- Ja ci dam rozczochraną. – powiedział tata i rozczochrał mi włosy
- Ej no. Ja się tak nie bawię. – zaczęłam się chichrać.
Doszliśmy do samochodu* . Tata próbował wepchnąć nasze walizki do bagażnika a my razem z Martyną gadałyśmy i śmiałyśmy się jak opętane. Nagle usłyszałam „Cheryl Cole – Call my name”. Wyjęłam telefon i odebrałam. Halo… Cześć mamo… Tak, już doleciałam… Nie, nikt mnie nie okradł… Dobrze … Matko przecież to tylko dwa miesiące … Dobra. Muszę kończyć. Cześć.
Kiedy tata wepchnął nasze walizy do samochodu usiadł za kierownicą i zaczął zadawać pytania z prędkością karabinu maszynowego. Opowiedziałyśmy mu co tam w Polsce i najnowsze plotki prosto ze stadionu Legii Warszawa. W końcu wypaliłam o spotkaniu Benzemy. Martyna razem z Gabi szorowały szczęką po ziemi a tata mało nie zszedł ze śmiechu. Podsumował to krótko.
- Jeszcze nie raz go spotkacie.
Kinga na te słowa zrobiła się czerwona jak dorodny buraczek i zaczęła bawić się bluzką. Dojechałyśmy do hacjendy* taty xD Jak ja lubię to słowo. Na pierwszy rzut oka wydaje się mała ale kiedy wejdziesz do środka to… po prostu pałac. Nie no. Pałac ma mniej pokoi ^^  Chwyciłyśmy walizki i ruszyłyśmy do domu. Weszłyśmy do kuchni* a ja od razy otworzyłam lodówkę. Wyjęłam soczek pomarańczowy i pięć szklanek. Postawiłam je na stole i nalałam wszystkim. Brakuje tu jednej osoby. Zawsze w wakacje chodziłyśmy razem na zakupy, chlapałyśmy się w basenie, oglądałyśmy mecze, które później omawiałyśmy do 4 nad ranem, horrory, po których same bałyśmy się wyjść do łazienki. Moja siostra niestety w te wakacje nie będzie mogła nam towarzyszyć. A to już nie to samo :’(
- Doma – zaczęła Gabi – Czemu Bella nie mogła przyjechać?
- Mówiła mi, że ma urwanie głowy z tą nową kolekcją i musi lecieć do Londynu. – odpowiedziałam, gdy nagle do kuchni wparowała moja ukochana starsza siostra.
- Jak widzisz siostrzyczko, głowę mam na miejscu. – powiedziała i przytuliła mnie tak mocno, że o mało mi żeber nie połamała. – Jak bym mogła przegapić wakacje z moimi szajbuskami? To przebierać się i na miasto.
Nagle do kuchni wszedł tata z Martyną. Moja macocha trzymała coś za sobą.
- Nie tak szybko Bella. – zatrzymał Isabell ojciec – Najpierw chcemy dać coś dziewczyną. Po pierwsze.
- Wiemy, że uwielbiacie jeździć po Madrycie i okolicach a skoro każda ma prawo jazdy to zafundowaliśmy wam coś. – dokończyła Martyna i wręczyła mi niebieskie pudełko – Jeszcze nie otwieraj. A po drugie.
- Tu w domu zawsze jest harmider i ostatnimi czasy mamy mnóstwo gości, więc proszę. – orzekł tata i podał Gabi tym razem żółte pudełeczko – No. Teraz możecie otworzyć.
Jak na komendę otworzyłyśmy podarunki. W żółtym pudełku znajdowały się klucze z zawieszką Real Madrid. Zaczęłyśmy piszczeć i skakać. Ja nie wieżę. Tata wybudował nam nasz własny dom w ….no właśnie. Gdzie?
- OMG! Gdzie on jest? Niech pan powie! Plis. – ekscytowała się Paula
- To zaraz. Teraz drugie. – odpowiedział
Otworzyłyśmy a tam kolejne klucze z zawieszką Real Madrid. Tyle, że te są do ….o dżizys!!! Mamy samochód!!! Piszczałyśmy i skakałyśmy jeszcze bardziej. Cała czwórka rzuciła się na mojego tatę i zaczęła go dusić. Potem przyszłą kolej na Martynę. Wybiegłyśmy przed dom gdzie stało nasze autko*. To był kabriolet tylko, że miał zamknięty dach. Otworzyłam je i wpakowałam się do środka. Na przednim siedzeniu pasażera leżało jeszcze jakieś pudełko. Wzięłam je i wyczłapałam się z samochodu.
- To też dla nas? – spytałam tatę.
-Tak. – odpowiedział
Otworzyłam a to co tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg.



* Samochód taty  
            








* Hacjenda taty












* Kuchnia taty i Martyny











* Nasze autko













_________________________________________________________________________________
Koszmar -,- Gorsze niż flaki z olejem -.- Następny w sobotę lub niedzielę : D

2 komentarze:

  1. I love autko. Boski audik xD. No to takie surprajsy xd. Pomarzyć można..xD No ale ja się pytam gdzie Benzema i reszta?! A może w pudełku mieści się bilet na mecz? Or not?;p Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo ciekawy rozdział. dziewczyny mają wielkie szczęście, że są w Madrycie, a tata Dominiki sponsoruje im takie prezenty. moją ulubioną bohaterką jest Kinga! nie rozumiem, jak ona mogła nie poznać Karima!!! heh! czekam na inne spotkanie dziewczyn z piłkarzami Realu!

    OdpowiedzUsuń