poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 18

Z góry przepraszam was za tak długa przerwę. Problemy rodzinne i zdrowotne ostatnio dały mi się mocno we znaki....Mam nadzieje, że jeszcze pamiętacie o waszej Misi :*
Przepraszam, że taki krótki!!!! 


Minął miesiąc od powrotu do Warszawy. Normalnie chodzimy do szkoły, śmiejemy się, chodzimy na zakupy ale z dziewczynami rozmawiamy bardzo rzadko. Trenerka wyciska z  nich siódme poty, żeby były dobrze przygotowane do ligi. Z chłopakami gadałyśmy raz. Mou też nieźle ich męczy przed Ligą Mistrzów. Pewnego sobotniego popołudnia gdy siedziałam przy stole i jadłam kanapki rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Tata? Coś się musiało stać. Odebrałam. Halo….CO?!....A wiadomo kto?.....Jak się tylko dowiem to zabije plastikową łyżeczką!....Wiedźma wyleciała na miotle…..Owszem……Znowu pewnie wróci z jakimś złotym pierścionkiem albo cuś w tym stylu….Wiesz, że nie chce mi się kiblować w tej Warszawie….No dobra…Jak tylko znajdą tego debila lub debilkę to mnie koniecznie powiadom…No….Też Cię kocham….Papa. Zakończyłam rozmowę i odłożyłam telefon. Jakiś niedorozwój podpalił nasz dom i nic z niego nie zostało….JA PIERDOLE! Wybaczcie, że się tak wyrażam ale tylko te słowa opiszą to jak się teraz czuje.
- Wiedźma wyleciała na miotle powiadasz. – usłyszałam za sobą
Oho. Będzie ciekawie. Wiedźma wróciła do kryjówki, bo się nie umalowała i straszy biednych poczciwych ludzi xD
- Owszem. – odpowiedziałam – Nie umalowałaś się czy coś się stało? – odwróciłam się do mojej matki
- Nie chce Cię tu więcej widzieć. – warknęła – Leć do swojego tatusia. Może on cię poratuje.
- On? Zawsze. Ty? Nigdy. – wstałam, odłożyłam talerz do zmywarki i stanęłam z mamą twarzą w twarz – Do niezobaczenia.
Poszłam na górę. Jestem z siebie dumna. Wszystko to mówiłam z takim rasowym poker facem, że szok. Była by ze mnie świetna aktorka. Wyjęłam telefon i wysłałam do dziewczyn wiadomość.
„Za 15 spotkajmy się u Pauliny….musze wam coś powiedzieć….
Dominika.”  
Podłączyłam słuchawki i włączyłam jakąś szybką piosenkę. Wyciągnęłam dwie gigantyczne walizki i zaczęłam wszystko tam pakować. Po dwóch albo trzech godzinach wszystko było już w walizkach. Wykręciłam numer do taty. Halo….Cześć Monica. Jest tam gdzieś tata?....Dzięki…Cześć tato….Usłyszała…..Mogę do ciebie przyjechać….Wątpię, że się zgodzą….Ale w razie czego to zadzwonię….Dziękuje Ci….Tak….W takim razie do jutra…Papa…Też Cię kocham….No cześć. Rozłączyłam się i chwyciłam naszykowane ciuchy. Poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w skórzane, czarne spodnie, vansy i jasny sweterek. Wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju. W między czasie zadzwoniłam po taksówkę. Siadłam jeszcze raz na łóżku i omiotłam wzrokiem pokój. Nigdy w życiu bym się nie spodziewała, że własna mama mnie z domu wyrzuci. No ale w końcu jestem już pełnoletnia więc będzie lepiej jak się ustatkuje. Usłyszałam jak ktoś trąbi przed domem. Chwyciłam walizki i zeszłam na dół. Wyszłam na dwór i podeszłam do taksówkarza. Oddałam mu walizki a sama wsiadłam do auta.
- Gdzie zawieźć? – mruknął mężczyzna
- Na bloki przy Jarosławskiej. – odpowiedziałam mu pogodnie
Nic nie odpowiedział tylko odpalił silnik. W ciszy dojechałam do osiedla Pauliny. Zapłaciłam, wyjęłam bagaże i poczłapałam pod blok Pauli. Dziewczyny stały już przed budynkiem z ….WALIZKAMI? Dobra….Czuję się niedoinformowana.
- Dominika La Cruz! – wydarła się Gabi i przybiegła do mnie – Jedziemy z tobą i nie ma o czym mówić. Z resztą twój tata nas przekupił. 
- Ten to jak coś wymyśli.- westchnęłam – Czyli przeprowadzacie się ze mną do Madrytu?
- Głupie pytanie. – tym razem głos zabrała Kinga – Przecież nie zostawimy cię tam samej z Ramosem.
- Jeszcze dzieci by z tego wyszły. – szepnęła Gabi – A ja była bym chrzestną!
- Uciekaj, bo już nigdy nie ujrzysz swojego kochanego Niemca z tureckimi korzeniami. – spojrzałam na przyjaciółkę wzrokiem typu  „Jeżeli życie ci miłe to uciekaj”
- Już siedzę cicho. – zaśmiała się i zamilkła ale tylko na kilka chwil
Zamówioną wcześniej przez dziewczyny taksówką ruszyłyśmy na lotnisko. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Kiedy już byłyśmy w samolocie moje serce zaczęło toczyć walkę z rozumem. Jedno krzyczało „No proszę Cię….PRZECIEŻ TY GO KOCHASZ! Nie bądź głupia!” a drugie „Po pierwsze to on cię wykorzysta i zostawi jak każdy znany piłkarz a po drugie to co ty się nawet łudzisz, że coś do ciebie czuje…” I tak przez cały lot. W końcu wróciłyśmy do Madrytu. Tam dopiero poczułam, że dobrze zrobiłam wracając. Tu dopiero poczułam się jak w domu. Tym prawdziwym z kochająca rodziną a nie z wyrodną matką. Przyjechał po nas tata. Kiedy dziewczyny rozmawiały z ojcem ja założyłam słuchawki i odpłynęłam do krainy marzeń. Ocknęłam się dopiero kiedy już dojechaliśmy do domu. Tata wziął nasze walizki a my od razu poleciałyśmy do kuchni.
- Monica! – pisnęłam gdy zobaczyłam moją macochę.
- Wreszcie coś cię tu ściągnęło. – zaśmiała i przytuliła mnie – I nie masz prawa z tond  wyjeżdżać. No chyba, że na wakacje.
Moja macocha zawsze potrafi podnieść człowieka na duchu. Usiadłyśmy w kuchni przy stole a Monica wraz z Kingą zrobiły nam po kawie a ta druga postawiła na stole talerze z ciastem i ciastkami *_* Nie to, że coś ale ciastkami to ja nie pogardzę xD Kiedy tak o wszystkim gadałyśmy do kuchni wpadł zziajany tatuś.
- Ja tam się męczę z tymi waszymi tobołami a te tu se plotkują przy kawusi….- jęknął – O ciastka!
- To w takim razie skoro wszyscy są to może im w końcu powiesz. – Monica zwróciła się do pochłaniającego ciastka taty
- A tak. – przełknął ciastka i popił moją kawą
- Moja kawusia. – pisnęłam – Za jakie grzechy? Co ta biedna kawa ci zrobiła, że ją tak po prostu wypiłeś? – zaczęłam mój wywód ale tata nie zwracał na to uwagi
- Tak więc zakupiliśmy wam mieszkania niedaleko centrum Madrytu. – obwieścił ojciec – Tak. Całej czwórce.
- Co proszę?! – Gabi wytrzeszczyła oczy, ja mało nie zachłysnęłam się kawą, Kinga wypluła kawę a Paulina upuściła ciastko
- Ale proszę pana…- zaczęła Kinga – Przecież nie może nam pan wszystkiego kupować. Dominice to jeszcze rozumiem, bo to pana córka ale nam?
- Przecież jesteście dla mnie jak rodzina. – uśmiechnął się tata a Monica odchrząknęła- Yyyy….Dala nas jak rodzina.
- Lepiej. – wyszczerzyła się moja macocha – Nie ma żadnych dyskusji. Mam nadzieje, że nie obrazicie się, że ja je urządziłam.
- No proszę pani. – jęknęła Gaba – Przecież pani ma świetny gust. Było to widać w naszym starym domku.
- Dziękuje ale mówcie nam wujku i ciociu. – orzekła Monica – Pani brzmi tak staro.
- Kocham cię Monica. – pisnęła i rzuciłam się macosze w objęcia – Ciebie też tatusiu. – tym razem wpadłam tacie w ramiona
- Dzię-ku-je-my! – reszta jak w przedszkolu podziękowała
Później zorganizowałam zebranie w salonie. Uzgodniłyśmy, że tata porozwozi dziewczyny a ja mym autem udam się do siebie. I jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Ja wpakowałam walizy oraz pudła do bagażnika i ruszyłam zgodnie ze wskazaniami ojca. Cały czas myślałam czy powiedzieć dziewczyną, że wróciłyśmy czy pozostawić ich w stanie błogiej nieświadomości. W końcu dojechałam. Zaparkowałam i wraz z walizkami weszłam na czwarte piętro. Otworzyłam drzwi z numerem 17 i weszłam do środka. Od razu spodobało mi się. Przedpokój łączył się z obszernym salonem połączonym z aneksem kuchennym. Zostawiłam buty i weszłam dalej. Z salony było przejście do mojego pokoju z garderoba i łazienką. On dosłownie zwalił mnie z nóg. Był taki jak sobie wymarzyłam. Od razu wzięłam się za wypakowywanie co nie powiem było ulgą. Wreszcie będę mogła toczyć normalne życie.  Po trzech godzinach padnięta wskoczyłam na łóżko. Do dziewczyn zadzwonię jutro. Teraz jestem za bardzo zmęczona tym wszystkim. Wstałam i wraz z piżamką udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wróciłam do siebie. Wskoczyłam pod kołderkę i po chwili już spałam.